Nowy rok, a BSF ponownie daje show! Bochnianie w pierwszym spotkaniu 2024 roku gościli u siebie We-Met Kamienicę Królewską. Choć przez moment wydawało się, że to będzie spokojny dzień na hali widowiskowo – sportowej, to spotkanie do końcowych minut trzymało w napięciu. BSF ostatecznie jednak zwyciężył rywali 7:5, dopisując do dorobku kolejne cenne punkty.
Pierwsze minuty pierwszej połowy należały do wyrównanych. Oba zespoły szukały szans do zawiązania ataku i raz po raz wymieniały się szturmami. Licznie zgromadzona publika jednak nie musiała długo czekać na bramki. W 4.minucie, po dograniu ze stałego fragmentu gry, piłka spadła pod nogi Łukasza Biela, który kropnął z woleja i otworzył wynik. Pięć minut później, było już 2:0 - po prostopadłym zagraniu na lewej stronie w czystej pozycji znalazł się Sebastian Leszczak i celnym strzałem podwyższył prowadzenie. Przyjezdni, którym na razie futsalówka do siatki wpadać nie chciała, szybko odpowiedzieli na tą bramkę. W 11.minucie, dzięki trafieniu Mateusza Wesserlinga, złapali kontakt.
Na tyle jedynie było stać We-Met w pierwszej odsłonie, bo w kolejnych minutach bochnianie zaczęli bezlitośnie punktować rywala. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – co mieli, to zamieniali na gola. W 13.minucie ponownie przeciwnego bramkarza do kapitulacji zmusił Biel, a chwilę potem, dzięki dziewiętnastemu w sezonie trafieniu, samodzielnym liderem klasyfikacji najskuteczniejszych Ekstraklasy stał się Minor Cabalceta. Na minutę przed przerwą BSF wyprowadził jeszcze jeden atak – zagranie Adama Wędzonego z prawej trafiło do wbiegającego w pole karne Biela, który nie mógł nie skorzystać z okazji i z najbliższej odległości skompletował klasycznego hat-tricka. W koncertowych nastrojach gospodarze schodzili na przerwę i niewiele wskazywało, że będą musieli się już martwić tego dnia o wynik. Futsal jednak potrafi być przewrotny, czego dowodem było to, co zdarzyło się w kolejnych dwudziestu minutach…
Drugą połowę BSF rozpoczął z wysokiego C – w kilkadziesiąt sekund po wznowieniu rywalizacji do siatki trafił Pedro Pereira. Jednak w ciągu następnych czterech minut podopieczni Antuna Bacicia błyskawicznie skompletowali pięć przewinień, co oznaczało, że każde kolejne skutkować będzie przedłużonym rzutem karnym dla Kamienicy. Element ten miał okazać się zwrotnym, na skutek którego ciśnienie miejscowych fanów jeszcze tej niedzieli wzrośnie…
Z pierwszą próbą z przedłużenia Kevin Kollar świetnie sobie poradził, ale przy kolejnej był już bez szans. W 27.minucie z karnego trafił Mateusz Madziąg, który w kilka minut później powtórzył tę sztukę. W 36.minucie, zaraz po celnej próbie reprezentanta Polski, czwartego gola dla przyjezdnych strzelił Bartosz Stencel i nagle z wyniku 6:1 zrobiło się 6:4. Goście łapali wiatr w żagle, a publiczność przygotować musiała się na emocjonującą końcówkę.
Gol Stencela momentalnie spotkał się z rekontrą BSF – po asyście ze skrzydła Wędzony stanął przed odsłoniętą bramką i dołożeniem stopy skierował do niej piłkę. Nim jednak kibice skończyli skandować nazwisko strzelca, Brayan Mera ponownie zmniejszył przewagę do dwóch goli. Do końca pozostało mniej niż trzy minuty i przyjezdni nacisnęli, za wszelką cenę chcąc wywieźć z Małopolski punkt. Ostatnie sekundy niesamowicie się dłużyły, a BSF ofiarnie bronił niebezpieczniej niskiej przewagi. Gospodarze jednak wytrwali oblężenie i na koniec to oni mogli świętować. Nasz zespół wygrał 7:5 i udanie zainaugurował rok.