"Mission imposible" zakończone sukcesem

3 miesiące temu | 11.01.2024, 06:44
"Mission imposible" zakończone sukcesem

- Osobiście ze zniecierpliwieniem czekam  na pierwsze punkty zdobyte z najmocniejszą trójką w Futsal Ekstraklasie. […] O ten cel otarliśmy się na jesieni w Gliwicach […] dlatego tego też życzę sobie, żeby udało się to w rundzie rewanżowej – mówił w wywiadzie podsumowując miniony rok prezes klubu, Rafał Czaja. Chyba nie sądził on, że jego słowa tak rychło i w takich okolicznościach się spełnią. Dzień 10.stycznia przejdzie bowiem do historii bocheńskiego futsalu. Bez czterech czołowych graczy, w meczu pełnym przeciwności losu i cudów, podopieczni Antuna Bacicia urwali na wyjeździe punkty obecnemu mistrzowi Polski – Constactowi Lubawa.

Po początkowych, dość spokojnych minutach, wynik jak przewidywano otworzył Constract. W 4.minucie próbkę swych niebagatelnych umiejętności zaprezentował Pedrinho - idealnie przymierzył z lewej strony w spojenie krótkiego słupka, nie dając żadnych szans Kevinowi Kollarowi. Na odpowiedź przyjezdnych jednak czekać nie było trzeba zbyt długo. Kilkadziesiąt sekund potem Sebastian Leszczak oszukał na defensora na lewej flance i, schodząc do środka, posłał futsalówkę pod poprzeczkę.

BSF wcale jednak poprzestać na tym nie zamierzał. W parę kolejnych minut osłabiona, ale dalej mocna, ofensywa gości wykreowała sobie kilka okazji, jednakże za każdym razem do szczęścia brakowało jej niewiele. A jak zawodnikom z pola nie wychodziło, to sprawy w swoje ręce postanowił wziąć… bramkarz. W 13.minucie Kollar po stracie Lubawian chwycił piłkę i, dostrzegając nieobecność swojego odpowiednika w bramce, kopnął z własnego pola karnego. Futsalówka po chwili zatrzepotała w siatce, a bochnianie sensacyjnie wygrywali…

Gospodarze ruszyli do odrabiania strat, zamykając na chwilę rywali na własnej połówce. Starania te po paru minutach przyniosły efekty – w 13.minucie, z rzutu wolnego, piekielnie mocno piłkę uderzył Tomasz Kriezel i wyrównał stan spotkania. Zdawało się, że teraz mistrzowie Polski wejdą na odpowiednie tory, a na parkiecie oglądać będziemy jednostronne widowisko.  Nic bardziej mylnego! W 15.minucie na hali w Lubawie ponownie zapadła cisza.

Kamil Surmiak świetnie po linii końcowej okiwał obrońcę i wystawił piłkę Łukaszowi Bielowi. Strzelcowi hat-tricka z pierwszego spotkania pozostało jedynie skierować futsalówkę do pustej bramki i świętować trzecie trafienie swojego zespołu. Do przerwy na Mazurach szykowała się sensacja przez duże „S” – ekipa z Bochni, choć mająca do dyspozycji jedynie siedmiu graczy z pola, prowadziła z Constractem 3:2.

Druga odsłona rozpoczęła się od zmasowanego ataku Lubawian, a rozjuszeni gospodarze jak najszybciej przechylić chcieli szalę na swoją korzyść Między słupkami dwoił się i troił Kollar, który wyciągał niemożliwe do złapania piłki. W końcu jednak musiał on skapitulować i w parę sekund Constract odzyskał korzystny wynik.

W 27.minucie na skutek małej dezorganizacji piłkę po aucie dostał Claudinho, który celnym strzałem pokonał słowackiego golkipera. Po tym golu Antun Bacić zdecydował się wycofać bramkarza, ale niestety – jego podopieczni zaraz przy wznowieniu stracili futsalówkę. Trafiła ona do Pedrinho, który nie zwykł marnować takich okazji i dał prowadzenie swojej drużynie. Parę minut potem „Czarodziej z kraju kawy” miał już na koncie hat-tricka. Błąd popełnił Pedro Pereira, tracąc piłkę na rzecz swojego rodaka, a ten, bezlitośnie karcąc za pomyłkę, powiększył zaliczkę miejscowych do dwóch trafień.

Zdawało się, że to by było na tyle, jeżeli chodzi o niespodzianki. Zawodnicy BSF odczuwali już trudy spotkania i z minuty na minutę coraz to bardziej słabli. W zasadzie można było już tylko wyczekiwać na kolejne popisy miejscowych. Wtedy jednak sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Sebastian Leszczak, któremu ani przez głowę nie przechodził powrót z Lubawy bez punktów…

W 35.minucie, niemal identycznie jak w pierwszej połowie, zakręcił defensorem rywala na lewej i po zejściu do środka posłał bombę po długim słupku. Dwie minuty później piekielnie zmęczony Biel zmusił się do jeszcze jednego sprintu i wyszedł z kontrą, a wraz za nim – nasz kapitan. Biegli dwóch na jednego, aż w końcu „Bielu” zdecydował się nagrać Leszczakowi. Ten w ostatnim momencie zdołał „dziubnąć” futsalówkę, która prześlizgnęła się po bramkarzu i wpadła do siatki… Na tablicy było 5:5, a zegar wskazywał niecałe trzy minuty do syreny. Niespodzianka ponownie przestała być tylko mrzonką, choć droga do niej była jeszcze daleka.

Nasi zawodnicy oddychali praktycznie skarpetkami, a grymas bólu i zmęczenie rysował się na twarzy każdego z nich. Constract z kolei, kumulując swą całą siłę, rzucił się na bochnian. Chyba opatrzność boska otoczyła opieką lubawską halę i dawała Kollarowi moc do kolejnych robinsonad. Nasz słowacki golkiper dokonywał cudów, trzymając w ryzach zwycięski remis…

Gdy zabrzmiała syrena, początkowo było niedowierzanie. Potem doszło dopiero, co się wydarzyło. BSF, bez czterech kluczowych zawodników, na dalekim i ciężkim terenie obecnego mistrza Polski zremisował 5:5. Nasz zespół zdobył punkt, jakże cenny i pierwszy historii, jeżeli chodzi o pojedynki z futsalową „Wielką trójką”.

 

Udostępnij