Niewiarygodne

2 miesiące temu | 20.02.2024, 00:42
Niewiarygodne

Hala widowiskowo-sportowa widziała w czasie swego istnienia już wiele rzeczy, ale tego jeszcze tu nie grali… W poniedziałkowy wieczór, przed kamerami TVP Sport, bochnianie dokonali tu cudów. Pomimo straty aż trzech bramek do lidera Ekstraklasy, Piasta Gliwice, zdołali niczym feniks z popiołów powrócić do rywalizacji. Przy wypełnionych trybunach, emocjach sięgających zenitu i dopingu niosącym się przez całe miasto pokonali faworyzowanych rywali 4:3.

Dalekie wizje na niespodziankę

Od początku na parkiecie oglądaliśmy pojedynek dwóch topowych zespołów ligi, a na brak jakości obserwatorzy narzekać nie mogli. Mimo to, w pierwszej połowie to goście zdawali się być o krok przed bochnianami. Niwelowali największe atuty przeciwnika i wyprowadzali groźne wypady. I choć Kevin Kollar już od pierwszego oddanego strzału wyczyniał między słupkami niewyobrażalne rzeczy, w końcu zmuszony był skapitulować. W 10.minucie szybki kontratak na lewej flance wykończył Rick, a cztery minuty później sprytnie przeciwnego golkipera przelobował Miguel Pegacha. Zaraz po przerwie gliwiczanie podwyższyli na 3:0, kiedy to po stracie Edgar Varela wyszedł sam na sam z Kollarem i z zimną krwią sfinalizował dogodną okazję.

Atmosfera, jakiej Bochnia, ba! Polska nie widziała

Trybuny bocheńskiego obiektu zapełniły się do ostatniego możliwego miejsca. Między obserwujących spotkanie kibiców ciężko byłoby wcisnąć szpilkę! Publiczność z przytupem przywitała zawodników, prezentując okazałą kartoniadę, a przez większość spotkania głośno dopingowała swoich ulubieńców. Choć momenty, kiedy obiekt unosił się nad powierzchnią ziemi, miały dopiero nadejść…

„Wandzia” dał znak

Chwilę po stracie trzeciego gola BSF nareszcie przełamał gliwicką bramkę. Po wrzutce z rzutu rożnego futsalówka trafiła do Wojciecha Przybyła, który z woleja, po rykoszecie, posłał ją do siatki. Dla popularnego „Wandzi” był to miły prezent na setne spotkanie w Ekstraklasie. Zapewne jednak nie podejrzewał, że los szykuje dla niego znacznie bardziej pamiętny upominek….

Nowe życie

Trafienie to tchnęło nową energię, zarówno wśród kibiców, jak i zawodników. Jedni i drudzy nakręcali się z każdym kolejnym dobrym zagraniem, z każdą kolejną udaną akcją. Minuta po minucie BSF przejmował inicjatywę i napierał na rywali. Pozostawało jedynie poczekać na efekty.

W 31.minucie Kamil Surmiak kropnął piłkę z lewego skrzydła, kompletnie zaskakując ustawionego na krótkim słupku bramkarza. Pięć minut później w większej odległości od bramki futsalówkę otrzymał Sebastian Leszczak. Kapitan puścił plasowaną, celną bombę, wprawiając w ekstazę rozśpiewanych kibiców. To, co wydawało się mrzonką, stało się realne – ekipa z Bochni wyrównała. Mecz niejako rozpoczynał się od początku.

Przez całe boisko na wagę wygranej….

Takiego hałas hala widowiskowo-sportowa jeszcze nie przeżyła. Fani skandowali nazwiska naszych futsalistów i na całe gardło zagrzewali podopiecznych Antuna Bacicia do walki. Ci po strzelonym golu zmuszeni byli się nieco cofnąć, bo Piast postawił wszystko na jedną kartę. Wycofał bramkarza, chcąc w ten sposób wywieźć z Małopolski trzy punkty. Nasi jednak solidnie trzymali się w defensywie. W bramce brylował Kollar, któremu chyba w tej rundzie przypadły do gustu pojedynki z „Wielką trójką”. Słowak zatrzymywał każdą próbę, doprowadzając rywali niemalże do rozpaczy. A ci, na minutę przed końcem, popełnili w rozegraniu błąd, za który przyszło im słono zapłacić…

Zagranie z rzutu rożnego świetnie przeczytał Surmiak, który przechwycił piłkę i bez zastanowienia kopnął ją w kierunku pustej bramki. Posłana z drugiego krańca boiska futsalówka leciała, i leciała, i leciała… aż w końcu zatrzepotała w siatce. Obiekt wpadł w szał radości, a spoglądając na wynik można było przecierać oczy ze zdumienia. BSF na kilkadziesiąt sekund przed syreną prowadził z Piastem 4:3! Rozpoczęły się ostatnie, dłużące się niemiłosiernie sekundy. Pozostawało jedynie pytanie – czy gospodarze utrzymają zaliczkę…

Niewiarygodne

Końcowa syrena wzniosła euforię na najwyższy poziom. Kibice przez długie minuty pozostawali na miejscach, gromkimi brawami nagradzając naszą drużynę. „Dziękujemy!” niosło się po hali. Zawodnicy jeszcze długo nie mogli odgonić się od gratulujących fanów. „Niesamowite…” – niedowierzał na to, co się wokół dzieje, Łukasz Biel. „Ale jaja na setny mecz” – w swoim stylu skwitował ten dzień Wojciech Przybył.

Po raz kolejny napisaliśmy historię, inkasując pierwszy komplet punktów w starciu z topowym zespołem w kraju. I my, i wy, kibice, tworząc atmosferę, jaką faktycznie – futsalowa Polska jeszcze nie widziała. Brakuje słów, aby wyrazić wdzięczność za to, co tego wieczora zrobiliście. Można dokonać tego chyba jedynie czynami…

Udostępnij