Podsumowanie roku z prezesem Rafałem Czają - część 1

4 miesiące temu | 02.01.2024, 16:14
Podsumowanie roku z prezesem Rafałem Czają - część 1

Od kilku dni jesteśmy już w roku 2024, ale powróćmy jeszcze na chwilę do zeszłego. Jeszcze przed świętami wraz z panem prezesem Rafałem Czają podsumowaliśmy to, wydarzyło w naszym klubie przez ostatnie dwanaście miesięcy. Całą rozmowę podzieliśmy na trzy części, a oto pierwsza z nich. Zapraszamy do lektury.

W jakich nastrojach kończy pan ten mijający rok?

Myślę, że w bardzo pozytywnych. Mamy 25 punktów, gra wygląda coraz lepiej, a z tygodnia na tydzień zespół się cementuje. Uważam, że to była poprawna runda w naszym wykonaniu. Dobra byłaby, gdybyśmy wygrali mecz w Pniewach, a bardzo dobra – gdybyśmy oprócz meczu wygranego w Pniewach pokonali u siebie również Widzew. Natomiast ogólnie jestem w bardzo dobrym nastroju. Moim zdaniem w porównaniu do poprzedniego sezonu uczyniliśmy duży krok do przodu.

W skali szkolnej jaką ocenę dałby pan BSF za ostatnie 12 miesięcy?

Czwórkę.

Dlaczego?

Utrzymaliśmy się w Ekstraklasie, co było głównym celem w ubiegłym sezonie. W tym sezonie z kolei jesteśmy na miejscu dającym prawo gry w play-offach. Dlaczego ta ocena nie jest wyższa? Uważam, że styl w jakim utrzymaliśmy się w ubiegłym sezonie nie napawał optymizmem. Z pewnością można było to uczynić w lepszy sposób. Ósme miejsce, które obecnie zajmujemy, to ostatnie dające prawo gry w play-offach, więc gdybyśmy byli wyżej, to nota byłaby wyższa. Tak trochę parafrazując ratowników medycznych, którzy jak sami siebie określają są bardzo dobrzy, dobrzy lub niedostateczni (nie ma dostatecznych), uważam, że ocena dobry jest adekwatna do naszej postawy w mijającym roku.

Rok 2023 pozwoliłem podzielić sobie na dwa okresy – pierwszy, czyli runda wiosenna poprzedniego sezonu, i drugi, czyli runda jesienna tego sezonu. Zacznijmy od tego pierwszego – co może pan o nim powiedzieć?

Sport uczy cierpliwości i pokory. To bardzo wyświechtane powiedzenie, ale ze wszech miar prawdziwe. Kiedy w dobrym stylu awansowaliśmy do Ekstraklasy, już w trakcie trwania pierwszego sezonu w wyższej klasie rozgrywkowej, zmierzyliśmy się z kompletnie innymi wymogami sportowymi. Z biegiem czasu, a konkretnie w drugiej fazie rundy jesiennej, wpadliśmy w dołek, z którego bardzo ciężko było nam się wydostać. Kolejne miesiące były pokłosiem pogłębiającego się kryzysu. Na szczęście, na początku sezonu zrobiliśmy na tyle dużo punktów, że wiosna była w miarę spokojna. Miewaliśmy wprawdzie przebłyski, jak mecz telewizyjny z Jagiellonią, ale koniec końców z kryzysu nie wydostaliśmy aż do ostatniej kolejki. To były ciężkie, męczące miesiące, ale uważam, że było to potrzebne, aby przejść rolę beniaminka i wyciągnąć wnioski.

Czy fenomenalny początek ubiegłej kampanii sprawił, że ciężko było pogodzić się z kryzysem?

Ja spodziewałem się tego dołka. Nie powiem, że na niego czekałem, bo jak każdy w klubie cieszyłem się ze zwycięstw, ale przewidywałem kryzys. Byliśmy w euforii po awansie, ponadto drużyny przeciwne nie do końca nas jeszcze mówiąc kolokwialnie znały. Stąd też wyniki, które wskazywały, że jesteśmy mocni. Potem jednak rozgrywki bardzo nas zweryfikowały. W pierwszej lidze mieliśmy może ze dwa, trzy mecze z czołowymi drużynami, gdzie zawodnicy musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, natomiast w Ekstraklasie spotkanie z każdym, nawet ostatnim zespołem, jest bardzo wymagające. Dlatego kwestią czasu było złapanie zadyszki. Zresztą, dzieje się to u większości beniaminków. Nawet Constract Lubawa, który już w trakcie awansu do najwyższej ligi organizacyjnie i budżetowo wyprzedzał nas o lata świetlne, zanim stał się zespołem hegemonem, też bardzo długo męczył się w Ekstraklasie. Na szczęście, ubiegły sezon to już historia. Najważniejsze, że zakończył się dla nas utrzymaniem!

Czy nie uważa pan jednak, że ubiegła kampania spotkała się z za bardzo negatywnym odbiorem? Jak pan podkreśla, cel w postaci utrzymania został przecież zrealizowany.

Tak, ale gdybyśmy zwycięstwa i porażki przeplatali na tak zwanej długości sezonu, myślę, że ocena byłaby bardziej pozytywna. Proszę jednak zauważyć, że po świetnym starcie, gdy skompletowaliśmy sporą ilość wygranych, wpadliśmy w kryzys, którego przedłużanie stało się bardzo męczące. Na koniec był to już taki letarg i każdy miał dosyć. Jeszcze ten ostatni mecz z Dremanem, zakończony w mało pozytywnych okolicznościach…. Koniec końców odbiór był więc negatywny, ale wynikał bardziej ze zmęczenia i znużenia kolejnymi porażkami, a nie z całości. Ja analizowałem go pod kątem uzyskania zamierzonego celu, więc uznałem, że jeśli celem było utrzymanie, to sam odbiór wizerunkowy zszedł na dalszy plan.

Pierwszy sezon przyniósł naukę dla Pana?

Oczywiście, że wyciągnąłem wnioski. Nie od dziś wszyscy wiemy, że pilny uczeń, poprzez systematyczną naukę, podnosi swoje umiejętności, a obecny rok pokazuje, że wyciągnęliśmy wnioski z poprzedniej kampanii. Ja, zarząd, klub, zaczęliśmy się uczyć Ekstraklasy.

Czego poprzedni sezon nauczył mnie najbardziej? Tego, że żeby bić się o coś, więcej, niż tylko o utrzymanie się, potrzeba większej jakości w zawodnikach. Także tego, że trzeba poprawić jakość organizacyjną. Nie jesteśmy klubem, który jest w pełni profesjonalny i jeśli chcemy osiągać wyniki na poziomie Rekordu, Piasta czy Constractu, to musimy do tego dążyć zarówno pod względem sportowym, jak i logistycznym. Między innymi poprzez walkę o sponsorów, bo choć mamy grupę podstawowych, to potrzebujemy ich więcej. Nauczyło mnie również, aby walczyć o wychowanków. Niestety, zachłystując się Ekstraklasą i rozwojem pierwszej drużyny, trochę zaniedbaliśmy młodzieżowe drużyny. Obecnie chcemy wrócić do czasów świetności młodzieżowego futsalu w Bochni.

Tą naukę widać było latem, przy ruchach transferowych. Jak pokazują statystyki, było one strzałami w dziesiątkę…

Absolutnie się zgadzam. Ktoś powiedział kiedyś, że w sportach zespołowych transfery trafia się w 30%. Moim zdaniem, u nas trafione zostały w 100%, bo i Pedro, i Sebastian Leszczak, i Kamil Surmiak, i Łukasz Biel, są wiodącymi postaciami, jeżeli chodzi o nasz zespół. Obecnie nie wyobrażam sobie drużyny bez tych zawodników.

Z którego zakupu jest pan zadowolony najbardziej?

Hmmm… To trudne pytanie. Powiem jednak trochę przekornie… Wiadomo, widać to gołym okiem, statystyki przemawiają za Sebastianem Leszczakiem i Pedro Pereirą. Zawodnikiem genialne technicznym jest Kamil Surmiak, ja po prostu uwielbiam patrzeć na sposób jego poruszania się na parkiecie oraz drybling. Natomiast paradoksalnie najbardziej zadowolony jestem z transferu… Łukasza Biela, ponieważ  był on trochę nieplanowany. My to zrobiliśmy „Last minute” i bardzo się cieszę, bo gdyby nie było Łukasza, to z pewnością wizerunkowo, sportowo wyglądalibyśmy gorzej i najprawdopodobniej bylibyśmy niżej w tabeli.

Nie można zapomnieć też o Minorze Cabalcecie, który odblokował się przy nowych nabytkach. W końcu to najlepszy strzelec ligi.

Powiem nieskromnie, że dwójka naszych pivotów, Minor i Łukasz, jest jedną z najlepszych w Ekstraklasie. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Jeżeli chodzi o Minora, to dzięki pracy trenera i kolegów z drużyny MC7 chyba zrozumiał jedną podstawową maksymę – że jeśli będzie grał zespołowo, jego statystyki pójdą w górę.  W tej kampanii Minor pokazuje spokój, luz, i jeżeli to utrzyma, to uważam, że ma wszelkie predyspozycje do tego, aby na koniec sezonu zostać królem strzelców i przekroczyć barierę 40 bramek w lidze. Na pewno go na to stać.

 

Udostępnij