Podsumowanie roku z prezesem Rafałem Czają - część 2

4 miesiące temu | 04.01.2024, 06:21
Podsumowanie roku z prezesem Rafałem Czają - część 2

Zapraszamy na drugą część wywiadu z prezesem Rafałem Czają, w którym podsumował on miniony rok.

Przejdźmy teraz do innego wątku, przy którym pasuje rozwiązać jedną zagadkę… Bo jak ogłoszono  nazwisko nowego trenera, to, przynajmniej u mnie, pojawiła się myśl – skąd, u licha, pan go wyciągnął? Wytłumaczy pan, jak to się stało, że Antun Bacić trafił do Bochni?

To długa historia. Tak naprawdę spiritus movens całego zamieszania był Sebastian Leszczak. Dobrze wiemy, że w pewnym momencie zakończyliśmy współpracę z trenerem Klaudiuszem Hirschem, któremu z tego miejsca pragnę jeszcze raz podziękować za wkład w rozwój naszego klubu. Do końca sezonu drużynę prowadził trener Janusz Piątek, lecz zarówno zarząd, jak i on sam, zdawaliśmy sobie sprawę z potrzeby pozyskania nowego szkoleniowca. W międzyczasie prowadziliśmy rozmowy z Sebastianem Leszczakiem pod kątem jego transferu do Bochni i na jednym ze spotkań padło hasło, że poszukujemy trenera. Sebastian powiedział wówczas, że Stefan Rakić, jego kolega z Rekordu, poleca trenera z Chorwacji. Rekomendował on nam jednak Duje Mareticia, czyli pierwszego selekcjonera reprezentacji Chorwacji U-19, który zresztą gościł u nas pod koniec ubiegłego sezonu. W zasadzie byliśmy z nim już po słowie, ale problem polegał na tym, że federacja Chorwacka nie wyraziła zgody na zatrudnienie go w Polsce. Priorytetem Chorwackiej federacji było wtedy prowadzenie kadry na Euro U19, które rozgrywane były w ich kraju. Trener Maretić polecił nam więc  swojego asystenta, trenera Antuna Bacicia. Skontaktowałem się z nim i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. I to cała, skrócona oczywiście historia! Tutaj chciałbym bardzo podziękować trenerowi Mareticiowi za to, że rekomendował trenera Baćića, a jemu samemu życzyć szybkiego awansu z zespołem Rijeki do ekstraklasy chorwackiej, wiem, że obecnie są liderem pierwszej ligi.

Jak może pan ocenić dotychczasową pracę trenera Bacicia?

Zacznę od negatywów. Postanowiliśmy, że w grudniu udzieli wywiadu po polsku, a powiedział tylko kilka słów (śmiech,,,) To mój podstawowy zarzut! Natomiast poza tym… jestem bardzo zadowolony. Trener Bacić łączy w sobie wiele zalet, które powinien mieć szkoleniowiec. Jest merytoryczny, z dużą wiedzą o arkanach futsalu. Ma to coś, czyli pasję do dyscypliny, którą reprezentuje, to warunek niezbędny, żeby osiągać sukcesy. Ma też bardzo dobry kontakt z zawodnikami, potrafi w odpowiednim momencie przycisnąć, ale i rozluźnić atmosferę. Ma również nos/intuicję i nie boi się podejmować ryzyka. Czasem przynosiło to odwrotne efekty od zamierzonych (patrz mecz w Pniewach), ale jak to mówi porzekadło: „kto nie ryzykuje, nie pije szampana”.

Mam nadzieję, że jest to trener z którym można będzie rozwijać długo falowe plany. Wiem, że bardzo podoba mu się w Polsce. Ma też zaletę, że nie narzeka. Mówi się, że tak krawiec kraje, jak mu materiału  staje, co jest odzwierciedleniem charakteru i postawy Antuna. Jeżeli mówię mu, że będzie miał takie warunki i tylu zawodników, to on nie robi z tego problemu, tylko pracuje z nimi i stara się wycisnąć jak najwięcej. Nie usłyszałem z jego ust jeszcze żadnego narzekania.

Nie miał pan obaw, zatrudniając szkoleniowca z tak odległego kierunku?

Obawy są zawsze przed takimi decyzjami, ale, jak to powiedział kiedyś Henry Kissinger, były sekretarz stanu w rządzie prezydentów Nixona i Forda: rolą zarządcy jest podejmowanie ryzyka i dbałość o to, żeby  zaprowadzić ludzi z miejsca w którym się znajdują, do miejsca w którym jeszcze nie byli. I taka jest moja rola w tym klubie, żeby  zarządzać ruchami kadrowymi tak, żeby krok po kroku dążyć do wytyczonego wcześniej celu. Wiadomo, że miałem wątpliwości, bo i bariera językowa, to też przeskok do innej kultury, jakże pewnie różnej od tej bałkańskiej, ale gdzieś w podświadomości czułem, że będzie to dobry ruch. Także we wspólnej rozmowie trener przekonał mnie do swojej wizji. Po pół roku wspólnej pracy uważam, że postąpiłem właściwie zatrudniając trenera Bacicia.

Płynnie przechodzimy do tego drugiego okresu, czyli rundy jesiennej. Można powiedzieć, że choć troszeczkę czasu było potrzeba, aby zespół się dotarł, to końcówka rundy może napawać sporym optymizmem.

Trener przed sezonem powiedział, że styl jego pracy będzie widoczny po czterech, pięciu meczach. Niestety, kilka czynników sprawiło, że okres ten się przedłużył. Po pierwsze, co było zapisane w kontrakcie z trenerem Baciciem, musiał on pojechać na finały młodzieżowych Mistrzostw Europy do lat 19, więc naturalnym stało się, że zabrakło go na ławce trenerskiej w Kamienicy. Na zajęciach z drużyną Toni pojawił się dopiero tuż przed starciem z Constractem. Po drugie, pierwsza reprezentacja miała dwa zgrupowania kadry, przez co Sebastian Leszczak i Kamil Surmiak we wrześniu byli wyłączeni z treningów w klubie. W międzyczasie pojawiały się również wykluczenia za kartki i  kontuzje. Tak naprawdę udało nam się scalić drużynę dopiero w siódmej czy ósmej kolejce i długo czekaliśmy na to optimum. Trzeba jednak zauważyć, że gdy trener miał już do dyspozycji wszystkich zawodników i ostatnie kolejki graliśmy podstawową ósemką, to w świetnym stylu zwyciężaliśmy. Nie ujmując przy tym rzecz jasna naszej młodzieży, która wykonała świetną pracę, wywiązując się ze swojej roli, w szczególności Wojtek Doroszkiewicz, którego uważam za zawodnika o dużym potencjale i mam nadzieję, że jego ciężka praca w przyszłości przyniesie efekty. Pokazało to, że idziemy w dobrym kierunku, a myśl taktyczna trenera współgra ze świetnymi indywidualnymi umiejętnościami zawodników.

Mocną stroną naszej drużyny jest to, że gra efektownie. Praktycznie każdy rozegrany mecz w tym sezonie może stanowić świetną reklamę futsalu dla postronnych widzów.

Ja tak trochę przekornie zakomunikowałem Pawłowi Mrozkowiakowi – prezesowi Futsal Ekstraklasy, że mecz Rekordu z Piastem. Który zakończył się wynikiem 1:0 dla bielszczan był nie najlepszą reklamą futsalu dla przeciętnego kibica. Taktyka, choć ciężko się z nią nie zgodzić, wzięła górę nad wirtuozerią. Osobiście uważam, że nasz zespół, czy to w spotkaniu z We-Metem, z  Legią, czy chociażby z Widzewem, zagrał bardziej atrakcyjnie pod kątem oglądalności. To była kwintesencja futsalu, były w tych meczach zarówno bramki, jak i dramaturgia… Poza tym, myślę, że mamy takich zawodników, których ciężko przekonać by było do wyrachowanego futsalu, w ich DNA jest bowiem parcie do przodu, chęć pokazania swoich nietuzinkowych umiejętności. Jeżeli cieszy to zarówno ich, jak i kibiców, a do tego przychodzą zwycięstwa, to pozostaje tylko trzymać ten poziom.

Jak już przy kibicach jesteśmy, to musi pan przyznać, że takiego zainteresowania futsalem na trybunach w Bochni jeszcze nie było…

W każdej dziedzinie życia są wzloty i upadki. Tak samo jest w sporcie, pracy zawodowej. Nie inaczej w naszym klubie, w którym również przychodzą chwile zwątpienia, nostalgii. Mnie, jako prezesowi również zdarzają się takie chwile. Wtedy myślę sobie o kibicach. W szczególności o tych młodych, którzy robią świetną oprawę i doping na meczu. Naprawdę, czapki z głów dla nich. W Bochni w ogóle rodzi się bardzo ciekawy ruch. Na trybuny przychodzi przeróżna społeczność, ludzie, którzy w kulturalny, a jednocześnie bardzo aktywny sposób potrafią swoją postawą stworzyć fantastyczne widowisko. To elementy okrzyku, to radość po strzelonych bramkach, to jęk zawodu przy niewykorzystanej sytuacji. Ci ludzie przyjeżdżają z przeróżnych stron, nawet  z dalekiej Iwkowej czy Brzeska. Ostatnio widziałem też kibiców Puszczy Niepołomice… Rodzi się coś niesamowitego, coś co może spowodować, że mecz  futsalu będzie jednym ze sposobów spędzania wolnego czasu w Bochni, kiedy na ten mecz będzie się w mieście czekać. Dla tego, dla tych niezapomnianych chwil warto pracować. Ostatnio na spotkaniu zarządu powiedzieliśmy sobie, że tej wykonanej do tej pory pracy absolutnie nie można zaprzepaścić.

 

Udostępnij