W ćwierćfinale Pucharu na tarczy, ale z podniesioną głową

8 miesięcy temu | 07.03.2024, 07:42
W ćwierćfinale Pucharu na tarczy, ale z podniesioną głową

Była walka i były emocje. Była także nadzieja na sprawienie niespodzianki i wyeliminowanie mistrza Polski w ćwierćfinale pucharu. Niestety, zakończyło się bez happy endu… Constract Lubawa pokonał w hali widowiskowo- sportowej BSF 6:4, awansując do najlepszej czwórki rozgrywek. Mimo porażki ekipa z solnego grodu jednak  z parkietu mogła schodzić z podniesioną głową.

Bajeczny początek bochnian

Po chwilowej wymianie ciosów bochnianie jako pierwsi pokazali pazur. W 5.minucie spod opieki uwolnił się Adam Wędzony, nagrywając wprost pod nogi Biela, a ten tuż sprzed linii bramkowej skierował piłkę do siatki. Stanowiło to wymarzony początek dla bochnian, którzy dawali sygnał, że ostrzą sobie tego dnia zęby na niespodziankę. Trafienie zadziałało jednak również mobilizująco na rywala. Mistrz Polski z minuty na minutę rósł w siłę i w niedługim czasie pokazał swoją potęgę.

Nawałnica z kraju kawy i nie tylko

W 8.minucie Everton Fereira dostał futsalówkę na przedpolu i plasowanym uderzeniem w lewy dolny róg bramki doprowadził do wyrównania. Chwilę potem pierwszy błysk zaprezentował Pedrinho, który zwiódł Arkadiusza Budzyna i po zejściu do środka zmusił Kevina Kollara do kapitulacji. W 12.minucie świetnie na lewym skrzydle zachował się Tomasz Kriezel – oszukał jednego z defensorów i z prostego podbicia umieścił piłkę w bramce. Na dwie minuty przed przerwą z kolei z ostrego kąta mocno wstrzelił Pedrinho, obsługując Adriano Lemosa, który w zamieszaniu podwyższył na 4:1.

Nadzieja BSF

Bochnianie wcale jednak nie zamierzali oddawać panowania „Konstruktorom”. O tym, że broni jeszcze nie składają, dali znać jeszcze przed zejściem do szatni, kiedy to obroniony strzał Pedro Pereiry z dystansu celnie dobił Minor Cabalceta. Po przerwie nasza drużyna z uporem dążyła do kolejnych goli. Udało się to w 25.minucie – Kamil Surmiak przechytrzył ustawionych w polu karnym obrońców i w tempo dobiegł pod bramkę, w sam raz, aby zamknąć zagranie ze stałego fragmentu gry.

Remontada w Bochni vol 2

Ekipa z solnego grodu coraz to bardziej nabierała odwagi do kolejnych ataków. Noszona dopingiem z trybun, dążyła do powtórzenia wyczynu z ligowego spotkania z Piastem. Długo jednak szturmy nie przynosiły rezultatów. Aż do 32.minuty, kiedy na bocheńskim parkiecie zapachniało Barceloną…

Świetne podanie z głębi pola opanował Sebastian Leszczak, który przytomnie obracając się w obrębie pola karnego, stanął oko w oko z bramkarzem. I choć, ustawiwszy się tuż przed celem, mógł już finalizować akcję, nasz kapitan kątem oka dostrzegł ustawionego przy prawym słupku Biela i to do niego skierował futsalówkę. Łukasz takiej szansy nie omieszkał zaprzepaścić i ułamek sekundy później fetował trafienie na remis. 4:4 zawidniało na tablicy, a mecz niejako rozpoczął się od początku. W międzyczasie BSF czuł się na boisku coraz pewniej i bez kompleksów walczył o wygraną.

Brutalne utrata marzeń

W 37.minucie gospodarze stanęli przed doskonałą szansą na objęcie prowadzenia. Po szóstym faulu lubawian w drugiej odsłonie arbiter podyktował rzut karny przedłużony. Wykonawcą był Pereira, ale niestety – Brazylijczyk przegrał pojedynek z bramkarzem przeciwnika. A jak stare sportowe porzekadło mówi: niewykorzystane sytuacje lubią się mścić… Moment dekoncentracji, dwójkowa akcja „konstruktorów” i Claudinho, stając sam na sam z Kollarem, przechylił szalę na korzyść przyjezdnych. Choć BSF do końca heroicznie walczył o korzystny wynik, nie udało im się już niczego wskórać. A gol Martina Dosy do pustej bramki na kilkanaście sekund przed syreną ustalił rezultat na 4:6.

 Fot. Oskar Stodolny

Udostępnij
 
8750056